Nasza dzisiejsza recenzja dotyczy prostej i wesołej gry karcianej dla wszystkich, o mylącym tytule „6. bierze”, (czyli szósta bierze, a NIE szóstka bierze ;-) ).
Zasady w tej grze są 3, (słownie „trzy” ;-) ). Pierwsza: dokładamy karty do leżących na stole czterech rządków w kolejności rosnącej tam gdzie jest między kartami najniższa różnica w oczkach, (karty są numerowane od 1 do 104). Druga: jeśli nasza karta jest niższa od wszystkich 4 ostatnich kart w rzędach leżących na stole to wybieramy dowolny rządek, który zlikwidujemy, a nasza karta staje się początkową. Trzecia: jeśli jesteśmy zmuszeni dołożyć kartę jako szóstą w rządku, to cały rządek pięciu kart zabieramy, a nasza karta staje się nową początkową.
I co w tym fajnego? A to, że każdy z graczy przygotowuje swoją kartę do dołożenia w tajemnicy i na „trzy, cztery…” wszyscy równocześnie pokazują swoje wybory. I tu zaczynają się niespodzianki :-) Byłeś pewien, że nic nie weźmiesz? Figa z makiem, Twój przeciwnik dołożył kartę do „Twojego” rządku i niestety, bierzesz punkty karne.
No właśnie, bo jeszcze nie napisałam najważniejszego. Wzięcie jakiejkolwiek karty równa się zabraniu punktów ujemnych. Wygrywa ten gracz, który będzie miał najmniej takich właśnie uzbieranych „byczków”, „żuczków” czy „skarabeuszy” jak mówi na te kolorowe symbole na kartach nasza Martusi ;-) Liczba ujemnych punktów na jednej karcie jest różna, od 1 do 7, więc czasem jeden rządek to 5 punktów, a innym razem nawet 27! To już boli, przegrana jest blisko.
Gra jest pełna napięcia, bo nikt nie chce zbierać „byczków”. Główkujemy, którą z naszych 10 kart wybrać w danym momencie do dołożenia, ale przecież nie przewidzimy wszystkich ruchów przeciwnika. Dlatego śmiechu jest tym więcej, gdy ktoś mówi „teraz nie biorę”, a dokłada szóstą kartę :-D Mechanika działa nawet przy dwóch graczach, po prostu chwilę dłużej uzupełniają się rządki do tych sześciu kart. I co ważne, za każdym razem układ jest inny, więc się nie znudzimy, a nasze strategie się nie opatrzą.
Podsumowując: szybka, lekka gra dla całej rodziny, (od 2 do 10 graczy). Można ją wszędzie ze sobą zabrać, bo to małe pudełko kart i zagrać z każdym, bo wystarczy umieć liczyć, przynajmniej do sześciu, no i odejmować do 104 ;-)
Marcina 3 byczki:
Prosty „filerek” dla absolutnie wszystkich :-) Możemy zagrać jedno rozdanie albo kilka partii i dopiero sumować ujemne punkty, gdyż za każdym razem jedna gra to dosłownie 5-10 min. Zasady są 3 i superproste zatem gra nadaje się na każdą okazję i towarzystwo. Dlatego też świetnie sprawdzi się jako pozycja imprezowa czy szybka rodzinna zabawa. Oczywistym minusem jest losowość, ale w przypadku tej gry mamy możliwość przyjęcia takiej taktyki, żeby zminimalizować straty a z uśmiechem losu nawet je wyeliminować :P
(O)cena: 5 / 30
Zgadzam się Z opisem. Gra jest łatwa, śmieszna i lekka. Właśnie.....czemu tak dawno w nią nie graliśmy? :) Polecam :)
OdpowiedzUsuńGra uwiodła mnie od pierwszego zebrania! ;) Doskonały relax pomiędzy poważniejszymi grami
OdpowiedzUsuńBardzo fajna, szybka karcianka. :) Liczy się spostrzegawczość. Idealna na nudne niedzielne popołudnie czy spotkanie ze znajomymi. Grać może każdy kto tylko rozróżnia liczby. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Uwielbiam;) choć nie ukrywam, że często jestem zbieraczką byczków!:) Kolory kart jednak rekompensują straty i zmniejszają smutek przegranej.. Gra śmieszna, nieprzewidywalna i odkrywająca czasem braki matematyczne;)
OdpowiedzUsuń